27 września 2014


Kelowna, miasto wyglądające całkiem zwyczajnie w grafice google, z którym nie wiązałam jakiś zbytni nadziei zaskoczyło mnie totalnie. Czyli mam nauczkę na przyszłość nie ufać google..

Ale od początku, Kelowna czyli miasto położone w prowincji British Columbia na terenie obfitującym w jeziora. Jezior jest tam pełno, a każde nawet to najmniejsze ma swoją nazwę. Jeszcze trochę i zaczną nadawać nazwy kałużom. Nawiązując do tego tak samo jest w Kanadzie z parkami. Metr na metr, ławeczka i jedno drzewo. I bah Park Hermionina Wielkiego. Czy coś.
Tak.. Kelowna miastem sucho-klimatowym jest, przynajmniej tak mówi wikipedia. Wiem zdjęcia z auta to już nawet nie jest amatorszczyzna, to jest coś gorszego, ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. Poza tym niby suche ale tak naprawdę wszelkie atrakcje były pełne zieleni. Tylko te drogi takie Toskańskie. Nie pytajcie, naprawdę nie wiem dlaczego takie skojarzenie..

Dużo chmur i dużo pól golfowych. Bardzo dużo. Więc po obiadku nie na plaże, których nawiasem jest tu pełno i wcale nie są oblegane, ale na golfa.




 Tak tak. Jesteśmy już w tej bajkowej części. Może nie będę zbytnio gadać. Po prostu podziwiajcie.


 Ah byłabym zapomniała. Tam mieszkają ludzie, tak tam po prawej i tak dojeżdżają do pracy.

Jeśli miałabym artystyczną duszę to powiedziałabym że te drzewa wyglądają jak rodzinka. Matka, syn i ojciec. Ale nie mam.

Pierwsze skojarzenie Jak u arabów kurde. 

Tutaj właśnie można sobie zaparkować. Kupić loda i ruszać dalej. Albo usiąść i podziwiać. Wybrałam to drugie. Nie żebym nie miała łódki.

Ok. po prostu popatrzcie na to niebo. Wiem że wciąż patrzycie. Beauty.

I jak podoba się? Nie wiem jak wy ale ja właściwie mogłabym tam chwile pomieszkać :)


Kelowna czyli miasto jak z bajki.
08:58

Kelowna czyli miasto jak z bajki.

20 września 2014

Każdy z nas lubi podróżować. Czasami.                                                                                                       



Ale ja chciałabym żeby podróż stała się moim życiem.

Miałyśmy 8 albo 9 lat. Były wakacje. Leżałyśmy na łóżku i patrzyłyśmy w sufit wyobrażając sobie, że jest to rozgwieżdżone niebo. Marzyłyśmy. Planowałyśmy naszą przyszłość, naszą podróż dookoła świata. Miałyśmy zacząć od Niemiec a zakończyć na Australii, krainie nieznanej i równie nieosiągalnej co wylot w kosmos. To miało być nasze perfekcyjnie miejsce na ziemi, tam miałyśmy zostać.
Później wszystko to gdzieś uciekło, chciałam zostać aktorką, piosenkarką, czasami nawet tancerką. Potem nagle straciłam jakikolwiek cel, wiecie nastoletnie sprawy, kryzysy z własnym sobą. A potem podróże zaczęły po cichu upominać się o swoje, najpierw cicho czasami, potem coraz częściej wieczorami. Kiedy zaczęły krzyczeć przez cały dzień, wiedziałam że to nie coś chwilowego. Nie chce tego pozostawić samemu sobie, chcę działać.

Chciałabym podróżować cały czas. Bez wytchnienia. No dobra może małe wytchnienie przyda się każdemu. I kurde chciałabym wiedzieć jak to zrobić. Próbuje coś wymyślić od kilku lat. Kombinuje i kombinuje i tak nadeszła klasa maturalna. A ja jak byłam w d. Tak wciąż tam jestem. Bo nie wiem co wybrać. dlatego nie idę na studia.
Nie lubię zadowalać się czymś średnim. Taka już jestem. Jak mam na coś ciężko pracować to musi być to coś czego naprawdę chcę. A w tym momencie nie widzę żadnego kierunku studiów który dałby mi to czego pragnę. Może gdzies jest ale jeszcze go nie odkryłam. Dlatego robię rok przerwy.

I moją podróż zaczynam po Liceum. Jadę do USA zostaję Au Pair. Tak tak już się z tym przespała, naczytać też się naczytałam i naoglądała. To perfekcyjna opcja. Więc jadę, jeszcze nie wiem jak i gdzie i do kogo. Czy ktokolwiek mnie zechce. Ale jak to mówią.
You wanna sth go get it.


Nie tylko inni tak mówią. Ja też.

I jeszcze jedna sprawa. Wkurzająca mnie od miesięcy. Ludzie mają definicję podróżnika. Plecak, brudas któremu wystarczy kawałek ziemi i może iść spać, chce zobaczyć wszystko i wszędzie. Reszta się nie liczy. Wiecie co jak dla mnie to bullshit.
To że nie mam zamiaru spać na ziemi, chodzić z plecakiem cały czas i łapać stopy. Dobra chce łapać stopy ale przyjmijmy że mówię o reszcie. Nie skreśla mnie jako kogoś kto mógłby kiedyś podróżować jak to mówią on my own i w ogóle jako kogoś kto może podróżować. Sądzę, że dla każdego podróż jest czymś innym. Dla niektórych może to być droga do zaimponowania komuś, dla kogoś innego może to być ucieczka, dla jeszcze innego droga do poznania innych kultur. Właśnie tym jest dla mnie podróż, możliwością poznania świata, od wewnątrz nie przez pryzmat tego co przeczytałam, czy atrakcji turystycznych jakie zaliczyłam. Po prostu byciu tam.

Ostatnio jestem trochę zalatana wychodzę z domu o 7 i wracam o 7 zaczęłam moją driving licence. Więc do wpisów o Kanadzie których jeszcze trochę w zanadrzu mam wrócę za niedługo kiedy już wszystko się uspokoi.

Wiecie co, tak na koniec. Czasami nachodzi mnie taka myśl, że właściwie to całkiem lubię być tym kim jestem ale kurde w niektórych sytuacjach dużo łatwiej byłoby być jak wszyscy..
Też tak macie?. Koniec gadania. Wyględziłam się wiec uciekam do swojego wciąż normalnego ale całkiem fajnego życia.

A może wy znacie jakiś kierunek studiów dzięki któremu mogłabym robić to co kocham?

Adios.
Let's talk about travels.
12:03

Let's talk about travels.

14 września 2014

Czas szybko płynie a ja wciąż nie mogę uwierzyć że jeszcze ponad tydzień temu opalałam się na plaży w Vancouver mając przed sobą cudowny ocean i jeszcze piękniejsze miasto. A dziś jestem w swoim pokoju w Polsce. To co piękne szybko sie kończy a ja patrząc na zdjęcia wciąż nie mogę uwierzyć w swoje szczęście, że tam byłam, że to wszystko widziałam. Ale koniec zanudzania.
O czym dzisiaj? Dzisiaj powiem wam o Banff czyli Kanadyjskim Zakopane, albo odwrotnie jak kto woli.  Trochę o przecudownych jeziorach jakie można spotkać w okolicy. I małym co nieco :)

To właśnie od tego małego i niepozornego miasteczka zaczęliśmy. Banff położone jest w górach Skalistych a właściwie na ich początku. Nie jest jakieś super duże, ale ma całkiem przyjemy klimat.

Turyści, sklepiki pamiątkowe, restauracje i kawiarnie. Czyli typowe miasteczko turystyczne z górami w tle.

To tutaj właśnie jadłam najlepsze frytki i sałatki. Sam pub miał w sobie ten klimat. 

Sklep w którym jedyną rzeczą jaką możesz tam spotkać są słodycze. Tyle i aż tyle. Tak też się skusiłam.

To tu właśnie można zobaczyć pierwsze oznaki tego że ta rzeka jest częścią czegoś innego. Czego?
Luis Lake. Zobaczcie sami. 

No dobra jesli mam być szczera oczekiwałam czegoś łał i trochę się zawiodłam. Słyszałam o tym jeziorze i liczyłam na coś więcej niż tylko trochę inny kolor wody. Powiem wam szczerze że dużo bardziej zachwyciło mnie to mniej znane. Moraine Lake. Tu każdy powiedziałby łał. Ale od początku.

Tak więc postanowiłam wejść tam żeby zobaczyć to jezioro w całej okazałości. Powiem wam tak, takich widoków sie nie zapomina. Nie jestem może z tych Górskich osób ale dla tego warto.

To zachwyciło mnie bardziej niż Ocean. Bardziej niż wszystkie jeziora. to zachwyciło mnie chyba równie mocno jak Vancouver. To jest tak piękne że wisi teraz na mojej ścianie oprawione w ramkę. I to było naprawdę tak piękne jak na tym zdjęciu albo i jeszcze piękniejsze. To zasługiwało na łał równie mocno jak jezioro które ukazało się moim oczom po obrocie o 180 stopni.

I tak owszem ono było tak niebieskie. Ale tylko z góry, z dołu również ale to już nie był ten sam efekt. Dlatego podejrzewam że Luis Lake z wysokości to było by całkowicie coś innego. Warto było ruszyć tyłek i wyjść na górę. I nie góry nie były tak prześwietlone. To tylko ja i moje umiejętności fotograficzne.  

Tak to to samo jezioro. W oddali górka z której robiłam zdj powyżej. Różnica ogromna. Jezioro może już nie tak piękne ale sam widok w sobie wciąż. 

Czymże by to wszystko było bez zachodu słońca. Dlatego na tym zakończmy. Cieszcie się ostatnimi chwilami weekend'u. 

Jak wam się podobają jeziora? słyszeliście może o Luis Lake?


Banff and some Lakes.
10:20

Banff and some Lakes.

9 września 2014

Zbieranina zdjęć z Edmonton a właściwie końcówki pobytu tam i ruszamy w trasę. Którą ja niestety przeżyłam już ponad 2 tygodnie temu. Niestety czas leci za szybko. A ja wróciłam na ostatni rok liceum. Dlatego zdjęcia to jedyny sposób w jaki mogę poprawić sobie humor i nie popaść w jesienną depresję. Just kidding. Nie przedłużając zbieranina zdjęć z Edmonton i kilka ciekawostek.


Zacznijmy może od downtown w Edmonton którego aż wstyd się przyznać ale od środka, z innej pozycji niż siedzenie obok kierowcy w czerwonym jeepie, nie widziałam. Smutna prawda ale nie mam co żałować bo podobno nie ma tam nic zachwycającego.


Oczywiście w Kanadzie jest starbucks, ale to nie on jest najbardziej rozchwytywany. Tim Hortons to narodowa kawiarnia i można powiedzieć kopia starbucks'a tylko że kanadyjska, tańsza i niczym się nie różniąca. Swoją drogą strasznie bolą ceny kawy ze starbucks'a w Polsce.. Dlatego moje Mocha Cookie Crumble Frappuccino kiedy tylko miałam okazję.


Kanada to kraj uśmiechniętych ludzi, jeśli ktoś by o tym zapomniał to nawet butelki z smoothie nam o tym przypominają. Just in case :)


O Arizonie pewnie też wiele z was słyszało. Zresztą nie jestem pewna czy nie można jej znaleźć u nas.
W większych sklepach. A jeśli nie wiecie co to jest, to po prostu green tea coś jak nasz Lipton. Really good.


W Kanadzie złapał mnie mały szał na różnego rodzaju kubki, kubeczki i słoiczki. Jak się później okazało połowę z nich musiałam zostawić bo walizka nie chciała się domknąć.

To by było na tyle marna zbieranina zdjęć. Ale obiecuję następnym razem będzie ciekawiej!
Before real adventure.
10:17

Before real adventure.