30 maja 2015

Pomyślałam sobie napisze dzień przed wylotem wtedy będę już czuła to coś! I co? I wielkie guu. Mamy sobotę a ja wciąż nie wierzę że już jutro o tej godzinie prawdopodobnie będę w powietrzu. Dobra oczywiście żartowałam. W końcu to czuję, czuję że jutro lecę, ale wciąż nie wierzę! Powiem wam szczerze że ekscytacja miesza się z przerażeniem więc chodzę cały czas jak naładowana bomba.

Ostatnio zaczęłam patrzeć na Polskę trochę innymi oczami, bo wiem że już niedługo zastąpię nasze Polskie zielone krajobrazy, złotym piaskiem, palmami i oceanem w tle. Żegnam dom, żegnam przyjaciół, piję moją ostatnią herbatę z ulubionej szklanki. Patrze na nasze słońce i na nasz deszcz. Na tą zieleń która co prawda tam również będzie ale nie będzie taka sama. Zjadam ulubione lody i delektuję się pierwszymi w tym roku a moimi już ostatnimi truskawkami i czereśniami. I myślę sobie że będę tęsknić.

Wszyscy powtarzają mi cały czas jaka ja to jestem pewnie zalatana, martwią się biedaki. A ja tylko podśmiechuję sie pod nosem bo do czwartku leniuchowałam ja się patrzy! Ale powiem wam że tak szalonych dni jak piątek i dziś to ja dawno nie miałam. Dobrze że zdążyłam chociaż zjeść w między czasie! Nagle znalazło się 100 tysięcy spraw które jeszcze musiałam załatwić no i Ci wszyscy ludzie którzy chcieli się pożegnać na ostatnią chwilę. A jeśli o tym mowa to pożegnania są beznadziejne! Myślałam że ja dam sobie z nimi radę, ale to wcale nic przyjemnego. Zostawiasz wielu ważnych ludzi i dopiero w momencie kiedy ściskasz ich po raz ostatni zdajesz sobie sprawę jak ważni dla ciebie byli i jak bardzo będzie ich brakować. Tak jak już wspomniałam pożegnania są sucks!
Poza tym kiedy dostaję te wszystkie wiadomości od ludzi na facebook'u gdzie mówią że trzymają za mnie kciuki i życzą powodzenia to jakoś tak ciepło mi się na serduchu robi i coraz mocniej wierze w to że ludzie są dobrzy :)

Zakładałam że spakuję się do piątku wieczorem, ale oczywiście plan nie wypalił. Bo miedzy innymi mój psiak zrzucił całe pranie na ziemie i musiało ono wylądować w pralce ponownie, która btw zepsuła się zaraz kiedy wyprała wszystkie moje rzeczy na wyjazd. Lucky me. Początkowo byłam trochę przerażona tym całym pakowaniem, ale teraz mogę powiedzieć że jestem z siebie dumna. 18kg!! I wciąż trochę wolnego miejsca. Ubrań nie mam dużo, bardziej martwiłam się o prezenty które zajmują trochę miejsca. A jeśli mowa o prezentach to finalnie zdecydowałam się kupić dla hosta książkę z empika. Szału nie ma dupy nie urywa, ale wiecie jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. I urocze krakowskie konfitury dla hostki. Książka prezentuje się tak a konfitur wam nie pokarzę bo wciąż czekają do odbiory u najlepszej J.

Z hostką utrzymuję stały kontakt mailujemy, czy nawet rozmawiamy na skype tak jak wczoraj gdzie poznałam ją z moją mamą. Stresowałam sie przekropnie za nas wszystkich! Ale gdy ją zobaczyłam to wszystko przeszło, dla mnie było naprawdę miło, dla mamy stresująco ale hostka rozwiała kilka jej wątpliwości i mam nadzieję że teraz martwi się trochę mniej. Powiedziała też że gdy jechała od nich chwilowa-stara au pair to spytała chłopców czy im przykro a oni odpowiedzieli że "nawet nie bo to znaczy że teraz Ana przyjeżdża" Nie wiem czy tak było czy nie, ale możecie sobie wyobrazić jak cudownie się wtedy poczułam! W piątek dostałam też bilety od hostki z NY do San Jose. Znając moje szczęście pewnie ponownie polecę samotnie, ale o tym powiem wam już na miejscu. Mam to szczęście że lecę liniami JetBlue w których bagaż jest wliczony w cenę biletu więc zaoszczędzę trochę $. Wylot dość późno bo o 18 30 czasu Nowojorskiego, natomiast do SJ dolecę o 22 15. Więc kolejne milusie 7h w samolocie przede mną.

Około 15 zrobiłam odprawę online. I co dziwne przeszło. Może mi ktoś wytłumaczyć dlaczego mogłam się odprawić o 15 jeśli lot mam dopiero jutro o 17 20. Wszędzie zawsze pisze że odprawa 24h wcześniej..

A jak już tak trochę plotę to wspomnę wam, że chociaż jeszcze nie doleciałam do USA to juz można powiedzieć całkiem dokładnie zaplanowałam swoje wakacje! Jako, że moja miłość do NY jest niezmienna, postanowiłam, że pojadę tam na mój tygodniowy urlop. Natomiast drugi tydzień przeznaczę na Rio! Najlepiej zimą, kiedy nawet Cali nie będzie tak ciepła jakbyśmy tego wszyscy chcieli. Więc moi drodzy, jeśli ktokolwiek chętny na Rio albo Ny to wiecie gdzie pisać. Wiem że z kompanem nie będzie łatwo bo większość dziewczyn na urlop leci na Florydę, do Cali, gdzieś na Karaiby czy Hawaje. Chociaż Karaiby też nie brzmią źle!

Ogólnie to wiecie, zaraz  już za niedługo będę w centrum świata w moim wymarzonym Nowym Jorku! I chyba na myśl o tym mieście czuję taką mała ekscytację, gdzieś pod skorupą tego całego smutku i zdezorientowania. Co mogę jeszcze powiedzieć? Pierwsze dolce już mam i do usłyszenia po drugiej stronie oceanu!!! Goodbye home <3

Ciao

I am leaving tomorrow!!
10:56

I am leaving tomorrow!!

24 maja 2015


Czy ktoś już wspominał o tym że czas ostatnio pędzi jak szalony. Tydzień! Dokładnie za 7 dni o tej porze z lotniska w Warszawie będzie startował samolot lini lotniczych lot, ze mną na pokładzie!  Kiedy ten czas tak uciekł, dopiero co ogłaszałam wszem i wobec całemu światu o swoim PM. A zaraz będę pakować walizki na podróż życia.

Matura jak matura, na dobrą sprawę jedyny przedmiot z jakiego jestem zadowolona to angielski i to by było na tyle. Matematykę uciułam, polski napisałam gorzej niż miałam nadzieję napisać. Na szczęście odbiłam to sobie trochę na ustnym, z którego w niewytłumaczalny sposób uzbierałam 95%. Przy okazji zdałam sobie sprawę że geografem i ścisłym umysłem to ja nie będę. Ale kto by się teraz tym przejmował gdy najbliższa przyszłość rysuję się w promieniach Kalifornijskiego słońca?

Teraz gdy oficjalnie skończyłam moją przygodę ze szkołą mogę się całkowicie skupić na planowaniu i załatwianiu wszystkiego. Mój wirtualny terminarz jest zapchany po brzegi, lekarze, ostatnie zakupy, prezenty, spotkania z przyjaciółmi i jakieś 150 różnych rzeczy. Nagle moje stare adidasy i sandały się rozwaliły i będzie to prawdopodobnie jedyna rzecz którą kupię specjalnie na tą okazję. No i prezenty. A jeśli mowa o prezentach większość z nich została już kupiona ale wciąż brakuję mi prezentu dla hostki i dla hosta. Myślałam nad książką o Polsce ale wszystkie tanie są beznadziejne, a drogie okropnie ciężkie i wielkie. Dla hostki wciąż nie wymyśliłam lepszego prezentu niż zestaw kosmetyków z ziaji i chyba przy tym już zostanę. Myślałam też o tym żeby kupić jeden duży, gruby i piękny album o Polsce, taki już wiecie okazały dla hosta i hostki razem. Piszcie co sądzicie bo ja już nie mam głowy do tego! A teraz to co już mam:


Dla najmłodszego S kupiłam książkę z pięknymi polskimi baśniami po angielsku i małego smoka wawelskiego upolowanego w Krakowie. Te kredki które widzicie są również z Krakowa i przeznaczone są dla 5 letniego J razem w ogromnymi kolorowankami które jak widzicie zajmą mi dużą część mojej walizki. Dobrze że nie planowałam brać dużej ilości ubrań..

Dla najstarszego 7 letniego A kupiłam zestaw memo i domino + karty typu piotruś. Szczerze tu miałam najciężej z prezentem i wciąż nie jestem do niego przekonana.

No i oczywiście Polskie słodycze których z powodu braku miejsca w walizce wiele nie będzie. No cóż dobrze dla ich zdrowej diety.
Ogólnie myślałam że z prezentami to będzie easy. Miałam zamiar kupić po jednej rzeczy dla każdego i koniec. Ale wiecie potem kiedy już zaczęłam je kompletować nagle jedna książka wydała się za mało, starałam się je kompletować tak żeby żaden z chłopców nie był zbytnio pokrzywdzony, a co z tego wyjdzie. Przekonam się za kilka dni..

Ponad tydzień temu dostałam bilety, co było dla mnie równie mocnym zaskoczeniem jak wynik ustnej matury z Polskiego. Zwłaszcza że nie zapłaciłam wtedy jeszcze opłaty programowej i ubezpieczania.. Na szkoleniu będą ze mną jeszcze trzy Polki! Stety/niestety lecę samotnie, ale mocno zaskoczona tym nie byłam ponieważ lecę dzień przed oficjalną datą. Przesiadki brak, godzina mi odpowiada. Zobaczcie sami.


Jeśli chodzi o samopoczucie to chyba wciąż do końca nie dociera do mnie że ja naprawdę lecę. Za 7 dni prawdopodobnie ze łzami w oczach będę żegnała moją rodzinę. Mam takie chwile kiedy myślę sobie " co ty najlepszego robisz Anka?" a po chwili ktoś przypomina mi o tym, że lecę do Ameryki i wszystkie troski ustępują miejsca szczęściu. Wiecie pomijając takie momenty jestem raczej normalna. 

Ciao!

Time is running out! + Gifts
11:20

Time is running out! + Gifts

17 maja 2015

Na pomysł nie wpadłam sama, podpatrzyłam go kiedyś na blogu u Marty i strasznie mi się spodobał. Więc pomyślałam, chwilę i stwierdziłam że ja też mam kogoś kim bym chciała się z wami podzielić. A więc oto jest, moja lista inspirujący osób. Bo wiecie teraz wszystko kręci się wokół inspiracji, ale może to i dobrze.Chyba kolejna pogadanka. Których pisanie sprawia mi ogromną radość, a jeszcze większą gdy ktoś mi coś na te moje wypociny odpisuje. 

A więc chciałabym powiedzieć wam dziś o osobach z internetu, właściwie z blogosfery które całkowicie zmieniły mnie, moje postrzeganie świata, moje wartości. I jestem im tak bardzo wdzięczna, że na pewno nie zdają sobie z tego sprawy.
Ostatnio odkryłam kilku świetnych blogerów jednak to właśnie te dziewczyny odnalazłam najwcześniejszej i  to one, nieświadomie uczyniły mnie osobą która jest dumna ze swojego życia. I która jest cholernie szczęśliwa że jest tym kim jest.


Na pierwszy ogień idzie blog Happyholic


Justyna pisze trochę o szczęściu, psychologi a także o rozwoju, ale wszystko to można upchnąć w szeroko pojętym temacie pozytywny styl życia.

Wpadłam tam przez przypadek już nawet nie pamiętam jak, szukałam pewnie czegoś co poprawi moje życie z którego powiedzmy sobie szczerze nie byłam zadowolona. Wiecznie miałam do siebie jakieś pretensje, nic nie robiłam i pozwalałam żeby życie tak sobie trwało, a ja trwałam w nim. Pewnego dnia chyba się obudziłam i stwierdziłam że ja tak nie chcę, przeszukałam całe archiwum, wydrukowałam większość tekstów, założyłam osobny segregator no i cóż zaczęłam czytać.
Nie było łatwo bo wiecie jak to jest gdy ma się chęć działania, chciałoby się zrobić wszystko naraz, a tak się nie da. Więc przez kilka dni czytałam czytałam i myślałam że kurde to wszytko ma sens. Później dzień po dniu zaczęłam zmieniać coś w swoim życiu.

Chyba mogę śmiało powiedzieć że Justyna wpłynęła w niewyobrażalnym stopniu na moje życie, z życia zmieniła je w ŻYCIE. Jakkolwiek beznadziejnie to brzmi. Pokochałam świat, pokochałam życie i pokochałam przede wszystkim siebie. Nie mówię że w 100% ale przeszłam zmianę z której jestem szalenie dumna. Najważniejsze co mi dała to odwagę do bycia sobą i za to jestem jej wdzięczna.

The Adamant Wanderer


Ula obraca się w świecie marzeń i podróży o których pisze na swoim blogu. Kocha jedzenie, ale umówmy się kto nie? To ona pokazała mi świat, taki prawdziwy świat którego do tej pory nie dostrzegałam. Zobaczyłam jak wiele ma nam do zaoferowania jak wiele można zrobić, nie dzięki znajomością, kasie.. tylko dzięki nam samym, dzięki naszej sile i wytrwałości. Myślę że to ona uświadomiła mi że marzenia są po to żeby je spełniać, nie po to by tylko je mieć.
Dzięki niej dowiedziałam się o programie Au Pair. I tak naprawdę to dzięki niej postanowiłam iść ścieżką jaką mam zamiar iść,w końcu odkryłam czego od życia chce, co mnie uszczęśliwia i zrozumiałam że tak naprawdę nie muszę być jak każdy. Bo dlaczego mam być jeśli taka droga mi nie pasuje. No i prawie bym zapomniała, moim skromnym zdaniem robi najpiękniejsze zdjęcia w internecie!

Nadia vs the World


Mało jest ludzi na świecie przez których szczena opada mi do samej ziemi. Taka właśnie jest Nadia albo inaczej Ania. Wzięła dziewczyna plecak na plecy, pod pachę ukulele i wyruszyła w świat! Samotnie przez Indie, Australię, Nepal i inne tak egzotycznie brzmiące krainy!
Wszystko to dokumentuje na blogu w tak ciekawy sposób, że każdego dnia wchodzę i sprawdzam czy aby nie dodała czegoś nowego! Podziwiam ją za jej odwagę i za wytrwałość, bo na swoją podróż trochę się ozbierała. Była grajkiem ulicznym i kelnerką w Norwegii. Ale się udało! Kolejna kobieta w podróży która pokazała że można! Hey no i jest weganką! Za to od razu ma u mnie ogromnego plusa! Obecnie jeden z moich ulubionych blogów podróżniczych!

Tak to już tyle i jak dla mnie aż tyle. Sądzę że śmiało mogę powiedzieć że te blogi, te trzy cudowne osoby przyczyniły się do tego że odważyłam się sięgać po marzenia i że pokochałam siebie i świat takim jakim jest.

No ja już się wygadałam, albo raczej wypisałam :) Teraz wasza kolej podzielcie się swoimi ulubionymi blogami, może odkryję kolejną perłę!

Ciao!



Inspirujący ludzie.
13:47

Inspirujący ludzie.