22 sierpnia 2015

Sprawdziłam archiwum i datę ostatnie wpisa. Nie powiem że nie ogarnął mnie wstyd haha. Ale tyle się dzieję, że wierzcie lub nie cierpię na kompletny brak czasu! Nie mam kiedy usiąść i odpisać znajomym a co dopiero pisać na blogu i czytać inne blogi. :( Mam 3 tygodniowe, chociaż w sumie teraz to jeszcze większe zaległości na blogu. Podczas tak krótkiego czasu tyle się pozmieniało, że ciężko to wszystko ogarnąć ale nie chce przeskakiwać w czasie więc wrócę do weekendu  4 tygodnie temu. Tak jak powiedziałam czas tutaj pędzi z prędkością światła.

A więc wracając do sedna moje wpisu. Każdy mój weekend tutaj początkowo zapowiada się tragicznie a potem nagle w piątkowe wieczory dostaję setki rozwiązań, propozycji i pomysłów. Morał z tego taki, że nie powinnam się tak przejmować, że mój weekend będzie zmarnowany, ale co zrobić taka natura. Ale tamten weekend to było istne szaleństwo na sobotę miałam kilkanaście planów i każdy z nich brzmiał świetnie. Finalnie wylądowałam z polskim teamem w Big Sur! :)












Big Sur jest przepiękne ale żeby w pełni je docenić potrzebuję prawdziwego hiku tam i kilku godzin spędzonych na podziwianiu. Wyskakiwanie z samochodu i robienie zdjęć na mnie nie działa. Ale jeszcze trochę czasu mam więc jestem prawie pewna że kolejna wyprawa się jeszcze trafi.

Niedziela zapowiadała się cudownie, kalifornijskie słońce przygrzewało od rana czasami aż zbyt mocno. Czas na nową przygodę! Napa Valley nadchodzę! Spakowałam cały swój dobytek w malutki plecak i ruszyłam na stację z której miały mnie odebrać moje cudowne mexykańsko włoskie dziewczyny! Więc ruszyliśmy od selfie w samochodzie.


Poprzez nie jestem wciąż pewna jaką restaurację..





Góry i doliny.




By w końcu dotrzeć do krainy mlekiem i miodem płynące.. winem pachnącej. Sławnego na całym świecie Napa Valley!






Gdzie w tak zwanym middle of nowhere ukryty jest przepiękna winnica zbudowana w Włoskim stylu. W której osoby poniżej 21 roku życia dostają bilety dla dzieci. 




















W tak pięknym miejscu nie sposób przestać robić zdjęcia. Dzień zakończyliśmy na jednym z piękniejszych miejsc tutaj czyli sławnej/niesławnej huśtawce.





A San Francisco pożegnało mnie po raz kolejny przepięknym słońcem! 

A tymczasem wciąż leżąc w swoim łóżku przygotowuję się na kolejny camping! O wszystkim opowiem wam już niedługo, ah te zaległości.. Postaram się uzupełnić wszystko szybko. Ale wiecie jak to jest w praktyce.

Cieszcie się weekendem!
Ciao!

Big Sur and Napa Valley!
12:56

Big Sur and Napa Valley!

2 sierpnia 2015


Czas tutaj jest szalony! Podróżuję, widzę cudowne miejsca i poznaję niesamowitych ludzi. Pokochałam Kalifornie za przepiękną pogodę i miejsca które zapierają dech w piersiach. Robię rzeczy o których wcześniej nawet nie marzyłam! Chociaż czasami mam dość, ale potem przychodzi weekend i pełnymi garściami zbieram to co ten stan ma mi do zaoferowania. Nie jestem tu długo ale wiem, że wylot był jednym z najlepszych pomysłów w moim krótkim życiu!

Zacznijmy może od tego, że chciałam wstawić tu trochę takiej Au Pair'kowej prywaty. Czyli historii z życia Anki wziętych :) Zacznijmy może od tego że kilka tygodni temu wsadziłam łapę do miksera, chciałam popchać sałatę. Ale to nie moja wina bo powiedzcie mi kto normalny ciacha sałatę w mikserze!? Myślałam, że straciłam palca. Na szczęście ten wciąż jest na swoim miejscu ale blizna pozostanie. Ostatnimi czasy często wybieramy sie też z dzieciakami na plaże ( uroki życia w Cali ) pewnego dnia leniuch ja nie zabrałam stroju i ciuchów na przebranie więc gdy musiałam wbiec za moim 3 letnim brzdącem do wody to zmoczyłam całe spodnie. Wyłożyłam się na ręczniczku jak foczka żeby dać im wyschnąć. Tyle, że leniwa ja zapomniała nałożyć tego dnia filtrów. Moje nogi są czerwone do dziś.. A było to ponad tydzień temu. W środę szalona ja zapragnęła pojeździć na rolkach, bo przecież górzyste tereny mojego country club są perfekcyjne do uprawiania tego ekstremalnego sportu. Nie mogłam się doczekać, więc w stanie ogromnej radości zjechałam z górki. Skończyło się tak, że w jednej sekundzie zdążyłam zobaczyć całe moje życie przed oczami i rozpatrzyć każdą opcję upadku. Skończyłam na tyłku z ogromnym obtarciem wielkości pomarańcza, właśnie wróciłam z apteki z największą gazą świata..

Wracając do weekendu sprzed dwóch tygodni w końcu wzięłam moją wymarzoną lekcję surfingu razem z szaloną włoszką! Było okropnie i cudownie w jednym. Początek był ciężki a fala przygniatała mnie raz za razem. Tyle soli to ja dawno w ustach nie miałam.To było wręcz bolesne, ale potem nauczyłam się jak ich unikać. Złapałam swoją pierwszą falę i przepadłam. Czułam się dokładnie tak jak sobie to wyobrażałam czyli ogromną wolność. Nawet jeśli na tej fali jest się kilka sekund. Wykupiłam kolejną lekcję już w następną sobotę! Na razie powstrzymuję sie przed kupnem deski itp.W końcu jestem Au poor. I zbieram na wakacje które wciąż nie wiem czy się odbędą, ahah.
Tego samego dnia wróciłam do domu a wieczorem poszłam w szaloną polką do kina. Skończyłam po 1 w Uberze. Bo nie wpuścili mnie do klubu karaoke!? Wracam do Santa Cruz.

W niedzielę zostałam wystawiona przez wszystkich. Na szczęście moim rycerzem w lśniącej zbroi okazała się Sylwia! Odebrała mnie ze stacji głównej w San Francisco i pokazała miasto jak rasowy przewodnik! Zaczęliśmy od spaceru, po stromych uliczkach SF potem znowu spacerowaliśmy. Ale udało nam się dotrzeć do kilku pięknych miejsc. :)



Jeśli wierzyć mojej przewodniczce to wygrzewałam się na słońcu w Dolores Park. 




Widziałam Golden Gate! Tego samego dnia nawet przez niego jechałam.




A w oddali przepiękne downtown w San Francisco na które już mi niestety nie wystarczyło czasu. I sławne więzienie do którego jeśli wierzyć pogłoskom trzeba kupić bilety z miesięcznym wyprzedzeniem.





Włoska cząstka w San Francisco która moim zdaniem kompletnie tu nie pasuje. 



Na koniec wylądowałyśmy w aucie u Meksykanina i pojechałyśmy do tajemniczego miejsca tylko dla wybranych które skradło moje serce i nie mogłam przestać robić zdjęć, jak to na profesjonalnego fotografa przystało. Nie Sylwia :) ?





I tak właśnie skończyłam mój weekend, oczywiście po raz kolejny wracałam do domu ze łzami w oczach, bo praca nadchodzi! Ale warto dla takich weekendów naprawdę warto! Na koniec zabuliłam jeszcze podwójnie za Uber, bo mój kierowca wziął dłuższą trasę, co było nie fair. Ale nie protestowałam bo był fajny. haha. Wciąż mamy kontakt, chociaż czasami myślę że za te 33$ nie powinniśmy :)

Uciekam, miłego weekendu dla was. Ja zostaję tym razem z dzieciakami..
Ciao!


Au Pair'kowa prywata. + San Francisko!!
12:35

Au Pair'kowa prywata. + San Francisko!!