17 października 2016


Włochy piękne Włochy, a konkretnie piękna Sardynia.. Zauroczyła mnie od dnia pierwszego i tak już pozostało do samego końca. Niesamowita architektura, jedzenie, przepiękna natura i mój ulubiony klimat to wszystko sprawiło, że wpadłam po uszy i pewnie już nie na Sardynię ale do Włoch niedługo na pewno wrócę. 

Przygoda zaczęła się od pobudki o 3 30, przespania 3 godzin w pociągu do Kopenhagi, dwóch samolotów najpierw do Eindhoven a później do przepięknego Alghero. I wylądowaliśmy.. Wyobraźcie sobie to szczęście kiedy wsiadamy do Samolotu w zimnej i wietrznej Skandynawii a wysiadamy w gorącej i słonecznej Italii! Tak jak mówiłam w Sardynii zakochałam się od pierwszego wejrzenia, począwszy od architektury po jedzenie i ludzi wszystko wyglądało tak jak sobie to wyobrażałam. Wąskie uliczki, stare kamienice, opaleni nigdzie nie spieszący się Włosi. Chociaż Sardynia zachwyca to w ciągu tygodniowego pobytu udało nam się zobaczyć naprawdę wiele i raczej nie planujemy wrócić tam w najbliższym czasie.

Zatrzymaliśmy się w przepięknym starym domu z którego dachu mogliśmy podziwiać morze. Każdy dzień zaczynaliśmy od śniadania w ogrodzie, pomiędzy drzewami cytrusowymi pijąc prawdziwe włoskie espresso.. 





Każdego wieczoru zamykaliśmy jakże Włoskie okiennice, by każdego ranka otworzyć je i poczuć ciepłe powietrze Włoskiej wyspy. 




Przez pierwsze dni chodziliśmy wąskimi uliczkami starego miasta, oglądaliśmy zachody słońca, jedliśmy dużo pizzy i makaronu. Piliśmy czerwone wino i czuliśmy się prawie jak Włosi gestykulując podczas jazdy autem która graniczy tam z cudem. 




Pewnego dnia poniosło nas naprawdę daleko od miasta, chodziliśmy po pagórkach i napawaliśmy się naturą w promieniach zachodzącego słońca..







Kilka razy wybraliśmy się też na małe roadtripy. Pojechaliśmy do miasteczka o nazwie Bosa które miało być najbardziej kolorowym w naszej okolicy. Pogoda nam jednak nie sprzyjała, mała ilość słońca i sporadyczne opady odbierały mu trochę magii. Nie można mu jednak odmówić uroczych kamienic, przepięknych widoków i wzgórz porośniętych kaktusami.








Gdy poznaliśmy nasze Alghero na pamięć stwierdziliśmy, że to czas na plażowy dzień, zwłaszcza że czuliśmy się jak albinosi pomiędzy mocno opalonymi Włochami. Ale, że nie jesteśmy typem leżącym plackiem po godzinie wygrzewania się w słońcu postanowiliśmy iść wybrzeżem i zobaczyć gdzie nas to zaprowadzi. A zaprowadziło do innego miasteczka oddalonego o kilka kilometrów. Po drodze zatrzymywaliśmy się by popływać, zjeść słodkie owoce prosto z targu i odpocząć na lazurowych plażach.






Czasami czuliśmy się winni, jedząc pizze na śniadanie, obiad i kolację więc wyszukaliśmy sobie aktywne zajęcie. Pewnego dnia zorganizowaliśmy 40 kilometrową wycieczkę rowerową do pobliskich jaskiń. Po drodze zatrzymaliśmy się kilkanaście razy podziwiać widoki i robić zdjęcia, zdecydowanie było czemu!











Ostatni dzień spędziliśmy na totalnych leniuchowaniu. Wypożyczyliśmy łódkę razem ze znajomymi i spędziliśmy cały dzień opalając się, jedząc ponownie przepyszne owoce i nurkując w poszukiwaniu skarbu. Naszym największym osiągnięciem było wypatrzenie półmetrowej muszli. 









Oglądając zdjęcia zatęskniło mi się za ciepłym powietrzem, piękna naturą i błękitną wodą.. Następnym razem wybieramy się do Rzymu! 

Do niedługo, Ciao 

Włoski raj - Sardynia
15:23

Włoski raj - Sardynia

15 października 2016


Czyli cała prawda o tym jak to jest wrócić z Ameryki do życia.

Nigdy podsumowania całego roku w Ameryce nie robiłam, ale z moich postów można było łatwo wywnioskować, że miałam tam cudowne życie i byłam niesamowicie szczęśliwa. Nadszedł czas powrotu i chociaż jestem już w Polsce od 4miesięcy to wciąż nie potrafię przestać tęsknić za tym co tam pozostawiłam. Najbardziej brakuje mi jednak ludzi a wyjazd do Niemiec i ponowne spotkanie z amerykańskimi przyjaciółmi uświadomiło mi to jeszcze bardziej.

Staraliśmy się to wczoraj rozgryźć z Jesperem co sprawia, że tak bardzo zżyliśmy się z tamtymi ludźmi i co sprawia że czują się oni nie do zastąpienia. Coś w tym jest, że wyjazd nas zmienia, zmienia każdego i to właśnie Ci ludzi byli przy nas podczas tych zmian, zmieniali się razem z nami, poznawali nas w neutralnym środowisku gdzie tak naprawdę nikt nie przejmował się dosłownie niczym. Byli jak rodzina której żadne z nas tak naprawdę tam nie miało. I teraz kiedy prawie każde z nas jest w innym kraju ciężko wciąż pozostać w takim kontakcie w jakim byliśmy mieszkając kilkanaście minut od siebie. A jeszcze ciężej znaleźć ludzi którzy w jakikolwiek sposób mogą dorównać przyjaźnią jakie tam zawarliśmy. Oczywiście to nie jedyne czego nam brakuje, przygody, życie bez odpowiedzialności, podróże, poczucie wolności to tylko kilka rzeczy za którymi tęsknię okropnie i nawet teraz, trzy miesiące po tym jak wsiadłam do samolotu w jedną stronę z San Jose nie mogę w pełni dostosować się do prawdziwego życia.

Ale wracając do Niemiec. Były to trzy świetne dni które spędziliśmy z ludźmi którzy znaczą dla nas tak wiele. Pływaliśmy w jeziorze, robiliśmy zakupy w Dusseldof i graliśmy w pijackie gry każdego wieczoru. Zjadłam też najlepszą lasagne w swoim życiu!








Jeśli chcecie post ogólnie odnośnie tego co się u mnie dzieję dajcie znać, a zrobię co w mojej mocy :)
Ciao!














Niemcy i życie po Ameryce.
08:07

Niemcy i życie po Ameryce.