Podróże małe i duże.
Tak się nudzę że aż postanowiłam post napisać. Od czwartku do niedzieli siedzę samotnie z dzieciakami.. Więc każdy wieczór spędzam na oglądaniu głupich amerykańskich reality show. Wiec z dwojga złego pisanie na blogu wydaje się trochę bardziej pożyteczne.. Nie byłabym sobą gdybym znowu bloga nie zaniedbała. Wymówek brak, ale wróciłam przynajmniej na jednego posta haha. Jeśli mam się przyznać to w tyle jestem 2 miesiące. Zdjęcia z Seattle wciąż nie opublikowane a po tym działo się jeszcze więcej niesamowitych rzeczy. Więc przy moim tempie pisania na bieżąco nigdy nie będę dlatego postaram się upchać tutaj jak najwięcej co oznacza setki zdjęć enjoy dzieciaki!
Sama nie wiem czemu ubzdurałam sobie Seattle na jedną z moich bardziej kosztownych podróży. Cena bilety lotniczych wciąż boli. Że też miałam kiedyś na koncie tyle pieniędzy żeby kupić bilety za ponad 250$ to się nazywało bogactwo. Ale wracając do Seattle. Byłam, widziałam, zakochać się nie zakochałam ale na pewno polubiłam to miasto niż nasze San Francisco.. Ma w sobie coś magicznego i tajemniczego a deszcz dodaje mu tylko uroku. Mogłabym spacerować tam w kubkiem kawy przez cały dzień i po prostu obserwować ludzi i życie toczące się na około.
Pierwszego dnia po przylocie zaliczyłyśmy wszystkie słynne Seattelowskie atrakcje. Gumowa ściana.. oszczędzę wam tego widoku, punkt widokowy. Pierwszy starbucks ha. Wierzcie lub nie ale ludzie naprawdę robili sobie przy nim zdjęcie.. Przepiękny park z widokiem na dowtown i na zakonczenie plaża.. Gdzie spotkałam się z chyba największą w mojej au pairkowej historii grupą polek.
Drugiego dnia zatęskniło mi się za naturą. Gdybym miała tutaj płacząco śmiejącą buźkę z facebooka to bym ją tu w stawiła, ale nie mam więc niech wasza wyobraźnia was poniesie. Więc tłukłyśmy się komunikacją miejską do tego jakże znanego wodospadu. I nawet hike był! Swoją drogą ja się swojej wyobraźni dałam ponieść. Była tam grupa około 20 wysportowanych mężczyzn w takich samych ubraniach skaczących po rzecze. Wysportowani, skaczący, Seattle. No wilkołaki jak nic!
Seattle pożegnało mnie deszczem nad czym wcale nie ubolewam bo był to bardzo magiczny deszcz. Przy którym mogłam w spokoju popijać kawę i napawać się chwilą samotności.
Jako że campingowanie stało się już nieodłączną częścią mojego życia to pomiędzy tymi dużymi wycieczkami te małe campingi też się zdarzają jak na przykład kilka tygodni temu w Big Basin. Potem tradycyjnie 10 mil hike..
W między czasie pomiędzy tymi moimi podróżami małymi i dużymi jadłam sushi oczywiście. Oglądałam filmy w najlepszym kinie na świecie czyli drive in w którym trawkę można wyczuć na kilometr.
Podziwialiśmy spadające gwiazdy i jeśliśmy słynne smors z ogniska.
Odwiedziłam Natural bridge chociaż coś czuję że podczas zachodu lub wschodu słońca byłaby jeszcze bardziej zachwycająca.
Wkręciłam się na urodziny, które były jedną z najlepszych domówek jakie w życiu miała.
Napawałam się słoneczną Kalifornią z moją jedyną i niepowtarzalną rudą Polką. Słyszałam że śnieg w Polsce?
A teraz się wam jeszcze wygadam.. Podobno o rodzinach się źle nie mówi. Dupa lala kto wprowadził tą głupią zasadę? Chciałam tak tylko trochę rozjaśnić niektórym osobą które myślą i wciąż wierzą w to, że te amerykańskie rodziny to czekają na nas jak kura na złote jajko. Gówno prawda. Oczywiście zdarzają się i takie nie mówię że nie. Ale świrów też jest pełno. To co moja rodzina wyprawia to już przechodzi wszystko. Im bardziej ja się staram tym większe szambo oni odpieprzają. 200 mil miesięcznie na samochodzie peewnie. Kto się by przejmował tym, że do szkoły będę miała 35 w jedną stronę co basicly oznacza brak życia towarzyskiego. Praca od czwartku do niedzieli bo Pan i Pani chcą sobie do Vegas lecieć pewnie to norma, ale szantażowanie rematchem jeśli nie wezmę tych cholernych overnigh to już nie norma. Praktycznie zabronienie mi pójścia na weekenodwy kurs bo przecież wtedy Vegas. Odwołanie moich wakacji. Poinformowanie o wakacjach 3 tygodnie wcześniej. Obiecanki cacanki o podróżach a od Australii nie byłam z nimi nigdzie.. Kiedy zostaję sama w domu wysyłają sąsiadkę żeby sprawdziła czy abym sobie do domu kota nie sprowadziła haha. Nałogowe spóźnianie i schedule zmieniający się z dnia na dzień. W sumie mogłabym sobie tak pisać i pisać ale w sumie po co. Tak wam tylko chciałam troszeczkę rozjaśnić że nie wszystko takie różowe jak na broszurach. Pewnie myślicie sobie czemu do cholery w rematch nie pójdziesz. No cóż.. bo dupa jestem. Bo w brew temu wszystkiemu wciąż jestem tu więcej niż szczęśliwa.
Ale dla osłody następnym razem opowiem o moim 24 milowym hiku, Halloween i śmiercionośnej death valley hahah. Miłego weekendu!
Ciao :)
Czyli kolorowo tym razem nie jest :) No to racja, bilety nie tanie i chyba to miejsce można sobie odpuścić.
OdpowiedzUsuńWciąż jest kolorowo ale trzeba czasami pokazać te czarne strony bo wszyscy myślą ze tu tylko podróże i zakupy.. :)
UsuńJa nie pisze o rzeczach niezgodnych z programem, bo pamietam, ze jednej dziewczynie kazali usunac post i pisac przeprosiny z APIA gdyz napisala, ze miala nieprawdziwe referencje xD ale dobrze, ze to zrobilas, bo 1.oni sa nienormalni 2.usi
OdpowiedzUsuńUswiadamiasz ludzi. Mam zaproszenie do Seattle ale nie wiem czy jechac, na pewno nie teraz bo zimno. Hahaha San Francisco ja podtrzymuje ze to najlepsze miasto, wszystko tu jest!:D ocean, trasy na hike, piekne domki i ten niepowtarzalny klimat! No ale albo to sie czuje albo nie. Ps nie pokazuj jezyka bo Ci krowa nasika xD
UsuńHmm przeprosin nie będę pisać bo nie mam za co przepraszać hahah to ich powinni z programu wykopać..
UsuńJak masz zaproszenie to jedz tylko znajdź tanie bilety haha! No cóż pewnie jakbym tam mieszkała to też bym pokochała SF. Ba nawet moje San Jose kocham samą w sumie nie wiem za co :D
Najważniejsze to i tak w tych wszystkich ciężkich chwilach czerpać radość z tego jakie to jest dla Ciebie ogromne życiowe doświadczenie. Korzystaj też z każdego wolnego czasu - co widzę, że jak najbardziej Ci się udaję! Myślę, że potem i tak całość wyjazdu będziesz wspominała jako przygodę Twojego życia - wraz z dobrymi i złymi chwilami.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci jak najwięcej wytrwałości!
Oh zdecydowanie tę źle chwilę w żadnym stopniu nie przycmiewaja ty ch dobych!! I cały wyjazd traktuje jako najlepszą decyzję w życiu. Gdybym miała szansę wybierać jeszcze raz i gdybym wiedziała na co się pisze wciaz bym to zrobiła!!
UsuńDziękuję!
Czy w Polsce też jeździłaś czyimś samochodem (np. rodziców) za darmo ponad 200 mil miesięcznie? I czy właściciel udostępniał Ci samochód tak bez zająknięcia się, jak już wyjeździłaś setki kilometrów? Z ciekawości pytam.
OdpowiedzUsuńTak jeździłam samochodem rodziców i nie placilam za paliwo. Ale czy w którymś momencie powiedziałam ze nie płacę za paliwo. oczywiście ze place. Nie wyobrażam sobie żeby moja rodzina pozwoliła mi jezdzic za darmo chociażby 5mil..
UsuńUwielbiam podróżować i czytać takie notki ;)
OdpowiedzUsuń