Obiecuję i obiecuję, że kiedyś będę pisać regularnie, wydaje mi się jednak, że to nigdy nie nastąpi a czasy prawie świetności bloga nie powrócą. Chyba nie powinnam tego pisać, bo to raczej nie zachęci ludzi do powrotu.. ale taka już smutna prawda jest, jestem cholernym leniem..
Ale jak już znajdę wenę i obudzą się we mnie marzenia żeby zostać wielką blogerką to coś tam naskrobie. Tak też i dziś.. Siedzę na szwedzkiej kanapie i rozmyślam nad życie. Rozpatruje wiele opcji, szukam swojej drogi, po raz kolejny się poddaję i zawierzam wszystko mojej przyszłej blogowej karierze, dlatego wróciłam. Niby tak narzekam na to moje życie, ale wcale nie jest tak źle. Od powrotu z Ameryki nic tylko się lenię i podróżuję, niestety nie za darmo, więc moje oszczędności dość szybko maleją, nie jest jednak jeszcze tak źle żebym zaczęła się martwić. Właśnie wróciłam z Włoch, ale o tym jeszcze nie tak szybko. Jakaś chronologia przecież musi być. Zacznijmy od Polski.
Polska czyli wakacje rodzinne. Po roku wspinaczki i chodzenia po górach w Ameryce chciałam się pochwalić jaką to wyrobiłam sobie kondycje, zapomniałam jednak, że przez ostatnie kilka tygodni leżałam naprzemiennie na dwóch kanapach.. tej polskiej i szwedzkiej, a mama podkładała mi pod nos Polskie smakołyki.. Więc się trochę zmęczyłam a Sokolica czy Trzy korony były dla mnie nie lada wyzwaniem. Kilka zdjęć najpierw z tygodniowego pobytu w Beskidzie śląskim który muszę z przykrością stwierdzić specjalnie mnie nie urzekł. A później piękne, polskie Pieniny.
Za jakiś czas, dodam post o krótkiej wizycie w Niemczech i ponownym Kalifornijskim zjednoczeniu, I jak to jest wrócić do rzeczywistości po Amerykańskim śnie. Ktoś poprosił o podsumowujący post z Ameryki zobaczę co mogę w tej sprawie zrobić, bo ja i podsumowania to nie jest dobra kombinacja...
Do następnego, Ciao :)
Polskie góry.
14:41