Extension begins.
Już nawet nie będę nic mówić o mojej okropnie długiej nieobecności. Ale tak to już jest kiedy się zacznie leniuchować potem ciężko się zebrać żeby coś napisać i tak się zbierają nowe miejsca, nowe wycieczki, kolejne weekendy, kolejni ludzie, kolejne ważne wydarzenia w życiu. I kończy się na tym że stoję tutaj przed wami bez wytłumaczenia bez wracania do przeszłości, bez obietnic. Chociaż przyznam że chciałabym zrobić chociaż jeden post o tym co się działo przez ostatnie tygodnie? Już nawet straciłam rachubę jak długo mnie tu nie było. Trochę się wydarzyło jak to w Au Pairkowym życiu bywa.
Ale dziś chciałabym wam oznajmić ekscytujący news! Au pairkowy proces powraca! Tak przedłuża, na 9 miesięcy z nową rodziną, w nowym stanie, równie podekscytowana jak i przerażona. Zostały mi 2 miesiące w Kalifornii co jest hmm okropnie przykre bo zdaję sobie sprawę że lepszego stanu do życia przynajmniej dla mnie w USA nie znajdę, ludzie, natura, miasta, pogoda, natura, pogoda. Jednym słowem wszystko, nie ma rzeczy której bym tutaj nie pokochała. Od przepięknych parków narodowych, poprzez słońce które jest tutaj obecne cały rok, do może i sztucznie ale przynajmniej wiecznie uśmiechających się ludzi. Zapytacie dlaczego więc opuszczam ten istny raj na ziemi? Dwie rzeczy, w sumie może trzy. Moja rodzina do idealnych nie należy, chociaż przyznam szczerze że ostatnio zaczęłam dostrzegać naprawdę dobre rzeczy a co gorsze zaczęłam sobie zdawać sprawę że w sumie to będę za nimi tęsknić. Za moimi dzieciakami, szaloną hostką, łóżkiem i moim ulubionym autem. Jeszcze kilka tygodni i pewnie będę płakać, zwłaszcza jak na profilu będzie pustka a każda kolejna rodzina gorsza od poprzedniej tfuuu tfuu, koniec z pesymizmem. Ale jak tu być optymista kiedy osoba która była moim słońcem w szare dni wyjechała. Kolejny powód do zmiany. Każde miejsce, każdy weekend, każdy wieczór. Każda część mojego życia w Kalifornia była powiązana z J który teraz mrozi sobie tyłek w Szwecji. Last but not least duszę się tutaj powoli, życie stało się rutyną, mam grupę znajomych, dobrych przyjaciół i tych dalszych. Zaczęłam się tu czuć jak w domu i żyć tym życiem, które tak naprawdę moim nigdy nie będzie i chociaż po cichu sobie tu będę popłakiwać nad przepiękną Kalifornią, to jedna czas wkopać mój tyłek do rzeczywistości i obudzić się z tego California dreamin. Widziałam wszystko w odległości 15h jazdy autem od San Jose co zobaczyć chciała. Spłukałam się totalnie, znajomi zaczynają powoli wracać do domu. A mi się jakoś nie pali do znajdowania nowych. Rozleniwiłam się, stwierdziłam, że i tak nic nie będzie już tak dobre jak było kiedy J tutaj był dlatego potrzebuję zmiany. Nowego wyzwania które da mi kopa w tyłek które znowu zmieni moje życie w USA w jedną wielką ekscytującą przygodę! Kurda przeraża mnie bardziej niż ta rok temu.
Bo trudach, bólach i pożyczaniu pieniędzy od kogo się tylko da wysłałam moją aplikację do biura w Bostonie około 2 tygodnie temu. Moja hostka jak zwykle pomocna wypełniała swoje referencje przez tydzień a potem moja LLC nie mogła się ogarnąć z moimi kredytami których w pewnym sensie jeszcze nie mam.. Ale mieć będę już niedługo haha. W końcu otworzyli mój room wczoraj po południu! Tym razem długo czekać nie musiałam 30 minut ale porównania do mojego pierwszego matcha z tamtego roku na pewno nie ma. Zresztą sami zobaczcie.
Match #1
- Dwójka dzieci: dziewczyna (13) i chłopiec (10)
- Ashburn (wtf) Virgnia
List szału nie robi, kilka zdań. Wygląda na to że dzieci zbytnio aktywne nie są. Jako jedyne zainteresowanie 10 latka wpisane jest gry komputerowe. Rodzina nie wygląda na aktywną i jakoś specialnie ekscytującą. Gdyby nie była to Virgnia to może bym ich rozważyła. Bo można powiedzieć że takiego wieku dzieci szukam, schedule też taki jakiego zawsze chciałam od 3 - 8. Auto, psa też mają. I co najważniejsze rodzice pracują poza domem. Odpisałam im i jakoś nie potrafię odmówić rozmowy więc być może z nimi pogadam niedługo..
Match #2
- Trójka dzieci: Chłopcy (2,4) i dziewczynka (7)
- Darien, Connecticute
Powtórka z rozrywki i to dosłownie, tyle że po drugiej gorszej części USA. Czytając list czułam jakbym czytała o mojej własnej rodzinie. Brak własnego auta, niestabilny schedule, praca 45h tygodniowo. Hostka która czasami zostaje w domu, ta przynajmniej pracuje haha. Wydają się uroczą rodziną i pewnie z nimi porozmawiam. Wysłali mi emaila na który odpisałam kilka godzin później ale od początku zapytałam o zasady z autem. Nie chce mieć powtórki z tego roku kiedy to J był moim prywatnym taksówkarzem przez większość czasu tutaj. Nie robić sobie nadziei.
Czego szukam zapytanie w sumie nie wiem czego. Raczej nie celuje w wschód. Bardziej myślałam o Georgi w sumie sama nie wiem dlaczego, może Colorado albo Luizjana, Teksas? Kto wie. Mniej dzieci, mniej pracy. Ale to w sumie nie jest dla mnie aż tak ważne. Tylko błagam własne auto. Będę robić update a przynajmniej się postaram przez najbliższe 3 tygodnie. 3 TYGODNIE! muszę kogoś znaleźć inaczej no cóż jestem w dupie. Przy okazji w okresie zimowej depresji kupiłam sobie bilety do Szwecji na początek maja, wakacje.. zaraz przed skończeniem programu, jak mnie nie wpuszczą z powrotem to będę w jeszcze większej dupie.
A tak btw. Rok temu 24h później zmatchowałam się moją obecną rodziną szaleństwo. Zmiatam pakować się na weekend class.
Ciao!
A jeszcze chwilę temu tak Ci zazdroscilam host rodzinki i możliwości spędzenia 3tyg w Australii :(
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia w znalezieniu jeszcze lepiej rodzinki!! :)
Ps. Miałam tą samą rodzinkę z Ashburn i ojciec z synem są bardzo sympatyczni, mamy i córki nie zdążyłam poznać, bo zmatchowalam się z inną :P
Powodzenia! Trzymam za Ciebie kciuki :). Stan Massachusetts jest piękny, tylko zimny zimą ;).
OdpowiedzUsuńpozdrawiam z Darien ❤️🙈
OdpowiedzUsuńAshburn to obok mnie :) ale stamtad niestety jest kawalek do metra.
OdpowiedzUsuńNareszcie nowy wpis!! Zaskakujesz Aniu, ale będę trzymać kciuki tak jak ostatnio. Na pewno wszystko fajnie się ułoży! :)
OdpowiedzUsuńGeorgia cudowna jest, oby Ci się trafiła! :D
OdpowiedzUsuń"po drugier gorszej częsci USA" hahahah <3
OdpowiedzUsuńCzyli jeszcze przez kilka miesięcy będziemy oglądać zdjęcia z pięknych miejsc ! :)
OdpowiedzUsuńHem, jestem dokladnie na tym samym etapie au pairowania, w najbizszym tygodniu musze podjac decyzje o przedluzeniu i wiem, ze nie chce zostac ze swoja rodzina. Problem w tym, ze mamy calkiem spoko relacje I nie moge sie zebrac zeby im o tym powiedziec. Jak Ty to przedstawilas swoim? Ps. Jestem au pair wlasnie w Darien CT, miejscowka calkiem spoko- bardzo bogaci ludzie I wielkie domy, ale rodzina o ktorej piszesz nie wydaje sie zbyt ciekawa;)
OdpowiedzUsuń"Zaczęłam się tu czuć jak w domu i żyć tym życiem, które tak naprawdę moim nigdy nie będzie i chociaż po cichu sobie tu będę popłakiwać nad przepiękną Kalifornią" w punkt! Popadne w depresje w Walii :p. Fajnie, ze przedluzasz to moge sie ekscytowac po raz drugi! Zycze Teksasu!!!
OdpowiedzUsuń