19 listopada 2015

Najbiedniejsza Au Pair świata. Halloween. Tahoe. Sykes.
14:27

Najbiedniejsza Au Pair świata. Halloween. Tahoe. Sykes.




Wiecie kiedy powstają moje posty? Wtedy kiedy najmniej powinnam je pisać. Ostatnim razem powinnam porozglądać się za szkołą a jeszcze wcześniej miałam uczyć się do Kalifornijskiego prawa jazdy. A tym razem. Powinnam zbierać manatki i pakować się na wakacje do których nie mam pojęcia jak się przygotować. Mam zmieścić 10 dni w moi plecaku co będzie nie lada wyzwaniem zwłaszcza, że chociaż prawdziwej zimy tutaj nie ma to wciąż czasami konkretnie przywieje zwłaszcza wieczorami. Mój plan nazywa się durna Anka. W piątek wieczorem jadę z moimi San Jose'owymi znajomymi do zaśnieżonego Yosemite. Kamping, hiking i te sprawy. Mam nadzieję że sobie nie przymrożę tyłka na tą okazję specjalnie kupiłam materac na który polowałam już od jakiegoś czasu. Wracamy w niedzielę wieczorem i tego samego dnia, miejmy nadzieję że nie kilka minut po moim powrocie, facebookowi znajomi zgarniają mnie miejmy nadzieję z domu i ruszam na moje pierwsze prawdziwe aczkolwiek wymuszone wakacje hahah. Arizona i Utah nadchodzę! 7 dni, same kampingi, 4 osoby, jeden facet, jeden namiot, brak planu haha. Nie no jakiś tam plan się powoli kroi. A potem wracam w niedzielę wieczorem wykończona jak tralal padam na łóżko, mój budzik dzwoni o 7 rano w poniedziałek i w tym właśnie momencie walnę siebie w łeb za tak durny plan. Będzie zabawnie.

Aleee. Wracając do sedna całego wywodu mam dość bycia w tyle więc dziś porcja wszystkiego po trochę. Cofając się konkretnie wstecz opowiem wam o moim ulubionym miejscu w USA.  Sykes moi drodzy. Czyli niebo w lesie. Ale niebo do którego prowadził 10 milowy a będąc bardziej dokładnym 14 milowy hike w nocy. Przez góry i doliny, który my genialni ludzie zrobiliśmy w 8 godzin, norma to 5 ale przecież trzeba było popaprać drogę kilka razy. 
Przepraszam sama się zaplątałam. A więc sprawa wygląda tak. Wyjechaliśmy około 11 wieczorem w piątek, pojechaliśmy zrobić małe zakupy czytaj woda i kanapki na cały weekend. I niezawodne awokado i krakersy które sprawdzają się w każdej sytuacji. Na miejscy wylądowaliśmy około 1/2 w nocy i zaczęła się męczarnia.. Im bardziej zmęczona byłam tym więcej mogłam z siebie wycisnąć. Czasami zdarzało mi się nawet biec z plecakiem który był na mnie o wiele za duży. Dolne zapięcie blokowało mi nogi dlatego nie mogłam go używać. Tachałam duży namiot w którym nawet nie spałam.. Popapraliśmy drogę dwa razy ale za to mieliśmy okazję podziwiać wschód słońca ze samego szczytu góry. A potem po 8 godzinach dotarliśmy do raju.







O lepszych ludzi nie miałabym nawet śmiałości prosić!
A to wspomniany raj czyli cel naszej podróży. Gorące źródła w których mogłabym siedzieć całą noc co zresztą zrobiła. W pewnym momencie zaczęło lekko kropić po raz pierwszy od kiedy jestem w Kalifornii. Wyobraźcie sobie super gorącą wodę, las w około. I nagle leciutki deszczyk zbawienie dla skóry. No raj. Aż szkoda było go opuszczać i na pewno do niego wrócę.  


A później później pracowałam, albo lekko podróżowałam, byłam w big basin o którym wam opowiedziałam już wcześniej i teraz właśnie docieramy do Halloween na które wszyscy czekali jak kura na jajko! Zebraliśmy 4 auta, wynajęliśmy dom w Tahoe który totalnie spapraliśmy i wyjechaliśmy! Impreza zaczęła się już w aucie skończyła w niedziele wieczorem.. Były kostiumy, było creepy, był hike w kostiumach i mnóstwo zabawy. Prawie spaliliśmy dom i rozwaliliśmy auto. Ale było warto!









Ostatnio przejechałam po raz kolejny Highway 1  tym razem zobaczyłam dużo więcej i chyba mogę powiedzieć, że pokochałam Kalifornijskie wybrzeże. Przetrwałam Dolinę śmierci ale o tych dwóch sprawach już niedługo..

Co jeszcze się działo? Po raz pierwszy przetrwałam leniwy weekend. Sobota spędzona na hiku i pracy.



A niedziela po raz kolejny na drive in i oglądaniu filmów na magicznie powiększonym łóżku naszej Szwedki.




Ubrałam choinkę, zmieniłam kolor włosów chociaż podobno nic nie widać pożyczyłam kurtkę od hostki na moje wakacje i zrobiłam jakie takie zakupy. A więc trzymajcie kciuki żebym przetrwała! 



A więc wypada chyba powiedzieć Wesołych Świąt. Żartuje. Ciaooo!

Ps. Mam 7$ na koncie myślicie że przetrwam urlop hahaha.

9 komentarzy:

  1. Już choinkę ubierałaś?! U mnie jeszcze wszyscy żyją Thankgiving :D Udanych wakacji i baw się tak, abyś miała co wspominać, chociaż nie wiem jak przeżyjesz za te 7$, ale jak masz wypłaty w piątki tak jak ja, to nie będzie tak źle :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ;) Plan durna Anka całkiem dobrze się ma, podobnie jak tyłek o który dbać tzreba i nie daj booooosze odmrozić.
    A poza tym wyprawa godna pozazdroszczenia!
    ciao!

    OdpowiedzUsuń
  3. Moj rekord to 4 dolary, przebijesz?:D trzymaj sie CIEPLO

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteś pozytywna wariatka! Na pewno sobie poradzisz :) Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Owszem, zieleń jest, jak się już dotrze do danego celu. Ale od jednego miasta do drugiego nie ma nic. Jechałam do Yosemite z San Francisco jakieś 4 h, nagrywałam filmiki, żeby inni mogli zobaczyć, wielkie suche wzgórza, domy oddalone od siebie o jakieś 10 mil. Jak w horrorze! No przez siedem miesięcy trochę udało mi się zwiedzić, dlatego pisałam, że plaże są przepiękne, ale poza plażami to nie moje klimaty :)
    Co do rematchu to nie powiem, bałam się iść tak późno, ale wyszło na dobre :) Moja nowa rodzina jest cudowna!

    OdpowiedzUsuń
  6. Makijaż halołinowy miałaś super! i pomysł na spędzenie tego święta też zajebisty:) Lubię Tahoe!

    OdpowiedzUsuń
  7. Cóż za świetne miejsce do spędzenia czasu ze znajomymi. Halloween w takim górskim wydaniu to dopiero coś innego od tego, jak spędzają go ludzie w miastach. Świetny pomysł z tym wypadem. Powtórzcie to koniecznie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Aniu, czekam z niecierpliwością na kolejny wpis :)

    OdpowiedzUsuń