27 lutego 2017

Nowy rok, nowe rewolucje. Trochę już minęło od kiedy stuknął nam 2017, ostatni raz swego rodzaju postanowienia składałam dwa lata temu. Moim głównym celem było wyjechanie jako Au Pair. Udało się i nie dość, że do stanów wyjechałam to już z nich wróciłam a obecnie mieszkam w Szwecji i staram się zarobić na kolejne podróże, marnie mi to wychodzi bo wszystko nie jest tu tak łatwe jak się wydaje. Jeśli chcecie wpis o emigracji do Szwecji dajcie znać. Ale wracając do nowego roku. Zazwyczaj postanowienia nowo roczne składałam na początku roku i jak to zwykle bywa nigdy ich nie dotrzymywałam. Tym razem postanowiłam spróbować bez składania jakichkolwiek obietnic czy zobowiązań. I tak mamy koniec lutego i idzie mi całkiem nieźle. 


Moją nowo roczną rewolucję postanowiłam rozpocząć od zmiany nawyków żywieniowych. Na szczęście mój Jesper się do mnie dołączył, wiadomo w grupie raźniej i lepiej. Zwłaszcza, że to on jest tą utalentowaną w kuchni osobą :). Próbujemy nowych dań, jemy dużo mniej Szwedzkich słodyczy i nawet udało mi się namówić go do zmniejszenia ilości mięsa jaką wchłaniał. Idzie nam całkiem nieźle i w każdym tygodniu mamy jeden tak zwany "cheat day" kiedy możemy pozwolić sobie na mniej zdrowy obiad czy nie najlepsze przekąski.  Mam, że przy takim stylu odżywiania zostaniemy na długi długi czas bo już po 2 miesiącach czuję się dużo lepiej, odechciało mi się podjadania moich nachosów, czuję się zdrowa i pełna energii dlatego też..



Postanowiłam się więcej ruszać. Dieta to jedno ale ruch też jest ważny, dlatego na dobre powróciłam do mojej ukochanej jogi. Kiedy po raz pierwszy w tym roku stanęłam na macie przeraziłam się, bo moje ciało było niesamowicie spięte, słabe i nierozciągnięte. Ale joga ma to do siebie, że naprawdę szybko można zauważyć efekty jeśli chodzi o siłę i gibkość co niezmiernie motywuje. Jeśli uda mi się kontynuować moje zdrowe i aktywne życie możecie się spodziewać wpisów na ten temat.


Jednym z moich celów wyjazdu do Szwecji było zarobienie pieniędzy które pozwolą mi i nam na kilku miesięczny wyjazd do innego kraju, gdzie w planach mieliśmy trochę popracować i podróżować. W styczniu mieliśmy być w Tajlandii, w Maju w Amsterdamie a w wakacje wyjechać gdzieś dalej na dłużej. Nie wyszło.. Inaczej zatrzęsłabym was zdjęciami czy tu czy na instagramie. Głównym problemem jest to, że mieszkamy w niedużym mieście gdzie nie ma dużego zapotrzebowania na pracę. Kolejnym problemem jest to, że byłam leniem przez pierwsze miesiące pobytu tutaj i czekałam na propozycje pracy które miały mi spaść z nieba. Na pierwsze nic nie poradzę, a jako, że mój J ma tu mieszkanie nie ma opcji przeprowadzki do innego miasta przynajmniej na razie. Z drugim po części się uporałam ale żeby dostać pracę która wystarczy mi na coś więcej niż jedzenie, przeżycie, weekendowe wypady, muszę się nauczyć Szwedzkiego. Dlatego to jest mój kolejny i pewnie już ostatni cel na ten rok. Powoli zaczęłam i staram się nauczyć kilku słówek każdego dnia, zapisałam się również do szkoły ale wciąż czekam na akceptacje. Nie jest łatwo i na pewno nasze plany nie spełnią się tak szybko jak mieliśmy to zaplanowane ale nawet jeśli nie tu to jako taka znajomość Szwedzkiego zawsze mi się w CV przyda. 

To tyle na dziś, trzymajcie się ciepło w tą paskudną zimę i opowiedzcie mi jakie są wasze postanowienia noworoczne i jak wam idzie z ich utrzymaniem!  :)
Ciao!








Rewolucja 2017!
13:23

Rewolucja 2017!

3 lutego 2017

Po prawie pół roku życia w tym kraju przyszedł czas by wam coś o tej Szwecji opowiedzieć, a więc dziś kilka Szwedzkich faktów!

1. Wcale nie tacy biali jak nam się wydaje.

Wiele z nas postrzega Szwecję jako kraj zimny, z wielkimi mrozami ( co wcale nie jest prawdą bo jakiś czas temu gdy w moim rodzinnym mieście było -5 stopni na północy Szwecji było 2 stopnie. ) i jasnoskórymi ludźmi z platynowymi włosami i faktycznie wiele takich ludzi istnieje to wciąż społeczeństwo jest bardzo podzielone i można znaleźć tak wielu ciemnowłosych Szwedów jak i blondynów. Co ciekawe mimo, że zimową porą ludzie są tu bardzo bladzi, dzięki przeważającemu ciepłemu kolorowi skóry opalają się dużo szybciej niż Polacy u których przeważa chłodna tonacja skóry. 

2. Kieszonkowe od najmłodszych lat

Nie wiem jak to jest u was ale moje kieszonkowe zaczęłam dostawać w wieku około 11 lat natomiast w Szwecji dzieci zaczynają dostawać je już od najmłodszych lat kolekcjonować i na przyszłość. Mój Jesper zaczął zbierać swoje pierwsze korony gdy miał tylko 6 lat . Osobiście myślę że to świetny pomysł bo już od najmłodszych lat dzieci uczą się jak zarządzać finansami chociaż nie wszystkim to wychodzi.. 

3. Język, język

Z opowiadań słyszałam, że kraje skandynawskie maja wysoki poziom języka angielskiego, ale na własnej skórze przekonałam się o tym dopiero kiedy się tutaj przeprowadziłam. Nie mam najmniejszego problemu z dogadaniem się w moim małym mieście. Czy to Pani w sklepie, czy ktoś na ulicy, czy pracownicy w urzędach, wszyscy po angielsku mówić umieją. Szacuje się, że około 80 procent Szwedów mówi w tym języku.

4. Przerwa na kawę czyli Fika 

 Pierwszym słowem małego dziecka jest zazwyczaj mama, pierwszym słowem w moim Szwedzkim narodzeniu moim była Fika - czyli przerwa na kawę. Kawę pije każdy, jest to tutaj rytuał niczym picie herbaty w Wielkiej Brytanii. Szwedzi uznają swoją kawę za najlepszą na świecie, jak zresztą wiele rzeczy. Nie ma tu mowy o kawie rozpuszczalnej i w każdym domu można znależć przynajmniej jeden ekspres do kawy. 

5. Alkohol od 20 roku życia

Mało kto wie o tym, że w Szwecji niczym w USA istnieją tak zwane sklepy alkoholowe, można w nich kupować tylko po skończeniu 20 roku życia. W normalnych sklepach można znaleźć niskoprocentowe wino czy piwo które można kupić po skończeniu 18-stu lat, jednak nie znajdziemy tam nic mocnego jak whisky czy wódka. Inaczej to jednak funkcjonuję w barach, klucha i restauracjach gdzie można kupić wszystko mając 18 lat. Nie do końca rozumiem idei tego pomysłu, ale co zrobić tak już jest a jako, że w tamtym roku skończyłam 20 lat narzekać nie mogę. 

6. Święta to czas na imprezę.

Polska jest bardzo tradycyjnym krajem, i czasami chodź nie zawsze bardzo mi się to podoba, złaszcza teraz mieszkając tu zaczęłam to doceniać. Boże narodzenie w Polsce zazwyczaj jest obchodzone hucznie i przez kilka dni, w Szwecji święta to tylko kolacja 24 grudnia a 25 jest prawie oficjalnie dniem gdzie wszyscy idą imprezować do klubów. Szwedzi nie mają też tradycyjnych potraw, każda większa okoliczność kończy sie postawieniem na stole znanych wszystkim meatballs i małych kiełbasek. 

To tyle o Szwecji dziś, następnym razem postaram się napisać coś o mojej "emigracjii" 
Ciao! 
6 Szwedzkich ciekawostek.
11:32

6 Szwedzkich ciekawostek.

10 stycznia 2017



Au pair czyli jak wyjechać do USA nie zostając przy tym bankrutem. 

Wiem, że czasami na bloga trafiają osoby które o programie Au Pair i nie mają zielonego pojęcia, z tego co zauważyłam nigdy nie powiedziałam konkretnie o co cholibka w tym chodzi, a moje wpisy związane z au pair często były zrozumiałe tylko dla osób które są trochę zorientowane w temacie. Dlatego dziś naprawiam ten błąd i oto jest kilka informacji czym jest program Au Pair. Chciałam jeszcze zaznaczyć że jako au pair można wyjechać do wielu krajów, jednak ten wpis będzie głównie dla osób które mają w planach wyjazd do US. Wpis oparty na moich własnych doświadczeniach :)

Idea programu:

Dla kogoś kto słyszy termin au pair po raz pierwszy. Jest to program wymiany kulturowej polegający na wylocie do innego kraju ( np. USA, W. Brytania, Niemcy i wiele innych ) w którym w zamian za opiekę na dziećmi jesteśmy goszczeni przez host rodzinę która zapewnia nam mieszkanie, wyżywienie i kieszonkowe, które w USA wynosi 195 $ tygodniowo.

Dla kogo?

Przede wszystkim jest to program dla młodych ludzi w wieku od 18 do 26 lat włącznie. Myślę, że jest to dobry pomysł na zrobienie sobie tak zwanego 'gape year' po szkole średniej, często też dziewczyny decydują się by wyjechać po ukończeniu licencjatu czy też magisterki. Niektóre w pogoni za marzeniami rezygnują w połowie studiów i wylatują. Dla każdego coś innego :) Program jest przeznaczony dla dziewczyn jak i chłopaków z czego Ci drudzy mają na pewno trudniejszą drogę do spełnienia tego 'american dream'. Jedno jest też pewne trzeba być gotowym na przygodę i mieć chęć by zacząć kompletnie nowy rozdział w życiu który może wiele zmienić. 

Wymagania programu przy wyjeździe do USA: 

- Wiek od 18 do 26 lat
- Ukończona szkoła średnia
- Prawo jazdy
- Komunikatywna znajomość języka angielskiego
- Doświadczenie w opiece nad dziećmi
- Niekaralność
- Możliwość spędzenia roku w Ameryce

Doświadczenie z dziećmi:

Tak jak wcześniej wspomniałam alby wyjechać jako au pair do USA trzeba mieć doświadczenie w opiece nad dziećmi. Musi to być min. 200h potwierdzonych referencjami od osób nie spokrewnionych. Może to być opieka nad dziećmi w przedszkolu, wolontariat, pomoc w nauce,  praca opiekunki czy pomoc sąsiadce. Każda forma spędzania czasu z dziećmi się liczy. Jak to jest w praktyce? W praktyce z liczbą 200h naprawdę nie ma szukać. 500h to taki limit. Jednak nie mówię że dziewczynom nie udało się wyjechać mając 200h. Poza tym umówmy się dziewczyny często trochę ściemniają jeśli chodzi o doświadczenie.

Język:

Wielu z was zanim zdecyduje się na program ma duże wątpliwości co do języka. Ale jak wiemy główną ideą programu jest to by ten język podszkolić. Oczywiście nie można wyjechać do US nie znając tego języka ponieważ tak jak mówią wymogi programu, poziom musi być komunikatywny. Przez przystąpieniem do programu każda z kandydatek bierze udział w tak zwanym Interview i jeśli go przejdzie, co zdarza się w 99% to oznacza że jej znajomość języka jest wystarczająca do tego by wyjechać do Stanów. Takie pocieszenie u mnie na szkoleniu były dziewczyny które ledwie mówiły po angielsku a jednak są w US! Więc język to nie przeszkoda, znajdzie sobie lepszą wymówkę :)

Wybór rodziny:

W niektórych programach wymian międzynarodowych rodzina u której będziemy goszczenie jest nam narzucana z góry. W programie au pair wygląda to trochę inaczej. Otwieramy tak zwany room w którym co jakiś czas pojawiają nam się nowe rodziny wraz z listem i zdjęciami, a czasami również z wieloma innymi informacjami. Piszemy z tymi rodzinami, rozmawiamy na skype i poznajemy dzieci. Jeśli wspólnie z rodziną zdecydujemy że to to, ogłaszany jest tzw. Perfect match.

Agencja:

By wyjechać do USA konieczna jest opieka agencji która zajmuje się wyjazdami au pair, bo bez takiej agencji nie zostanie nam przyznana wiza J-1. Obecnie na rynku Polskim jest wiele agencji, jednak można wyróżnić kilka starszych i polecanych firm. Au pair in America, Cultural Care, Gawo i Prowork. Czym się różnią? Doświadczeniem na rynku i ceną..

Koszty:

A jeśli o pieniądzach mowa. Jechałam z agencją au pair in America opłata programowa wyniosła mnie  1390 zł wykupiłam też ubezpieczenie rozszerzone które kosztowało 1475 zł. Co agencja to to inna cena i naprawdę nie wiem dlaczego sa w nich tak duże różnice. Coś więcej o kosztach i samej procedurze programu. 

Zalety:

Dla wielu z nas wyjazd do USA jest zapewne marzeniem. Dlatego ten program daje możliwość by je w jakiś sposób spełnić. Jest to taki przedsmak dorosłego życia. Pracujemy, zarabiamy, uczymy się jak wydawać pieniądze chociaż początki są trudne..Wciąż jednak mieszkamy w domu z ludźmi którzy mają nad nami jakąś tam kontrolę z jednej strony jest to minus ale gdy się temu bliżej przyjrzeć to mamy przez to możliwość by korzystać z tego roku jak najlepiej. Nie musimy się martwić o jedzenie ani dach nad głową. Mamy szansę by poznać cudownych ludzi, pod szlifować swój język i poznać Amerykę od tej kuchennej strony! Będąc w US trzeba również wziąć udział w wybranym przez siebie kursie w tak zwanym College. Jest to naprawdę fajna sprawa, można iść na kurs językowy, zarządzania, fotografii i wiele wiele innych! Późniejszemu pracodawcy na pewno spodoba się taki papierek z amerykańskiej szkoły :)


Ten post miał za cel przybliżenie nieco na czym polega program au pair nie sposób tego wszystkiego opisać w jednym poście, dlatego zapraszam do innych o tematyce Au Pair. Jeśli macie jakiekolwiek pytania to śmiało piszcie do mnie!

Ciao!
Au pair czyli jak spełnić swój American dream.
13:01

Au pair czyli jak spełnić swój American dream.

22 grudnia 2016

Coś mnie ostatnio w dużych miastach przytłacza i rozczarowuje. Nie nadaję się tam jako turysta, nadaje się tam jako mieszkaniec który potrafi docenić korzyści które z niego płyną. Ale jako turysta nie potrafię się odnaleźć, nie potrafię zobaczyć tego piękna które zdaje się widzą inni. Widzę tylko masę ludzi, masę turystów, dusze się i szukam natury.. Tak też było i z Rzymem. Miasto miłości, miasto historii, miasto które śniło mi się po nocach. Rarytas dla wielu a ja nie potrafię go docenić, nie przemawiały do mnie ogromne budynki które zostały wybudowane tysiące lat temu, historia którą było widać na każdym kroku. Pewnie wyda się wam to śmieszne ale największą przyjemność sprawiło mi leżenie w parku nad jeziorem i napawanie się chwilą spokoju. Ameryka mnie zmieniła i wydawać by się mogło że w trochę dziwny sposób, bo ten kraj, pełen wielkich metropolii pokazał mi piękno natury i nauczył mnie jak ją pokochać. I teraz zamiast podziwiać drapacze chmur czy stare budowle ja marzę o górach o wybrzeżach i kanionach. Ale jako, że zbaczam trochę z toru wróćmy do Rzymu który mimo wszystko zauroczył mnie wąskimi uliczkami, kolorowymi kamienicami i przepysznymi Włoskimi przystawkami. 

Spędziliśmy tam trzy bardzo intensywne dni i chociaż wiem, że wiele ludzi wraca tam ponownie oczarowani magią tego miasta, to dla mnie trzy dni to zdecydowanie wystarczająco. Pierwszy dzień spędziliśmy na lotnisku w Sardynii a po przylocie zostało nam w Rzymie tylko kilka godzin do zachodu słońca, dlatego postanowiliśmy rozeznać się w okolicy i nie planować niczego konkretnego. Nie zapominajmy oczywiście o jedzeniu na to we Włoszech trzeba przeznaczyć kilka godzin. Tym razem byłam kiepska z fotografią jedzenia ale powiem wam w dwóch słowach co królowało na stole. Pizza i makaron :)




Drugiego dnia postawiliśmy sobie za cel zobaczyć wszystko, a przynajmniej prawie wszystko co w Rzymie zobaczyć wypada. Od najsławniejszego Koloseum poprzez urocze punkty widokowe które sprawiły mi chyba największą frajdę tamtego dnia, bo mimo że w mieście turystycznie przebywać nie lubię to uwielbiam widzieć je z góry.








Trzeciego dnia postanowiliśmy się zrelaksować, wtopić w tłum i napawać ostatnim dniem Wakacji. Błądziliśmy wąskimi uliczkami, jedliśmy Włoskie smakołyki i zrobiliśmy sobie krótką drzemkę w parku.







No i jak to z tym Rzymem jest.. Mimo, że przytłaczający ma w sobie to coś co przyciąga ludzi i mogę zrozumieć dlaczego niektórzy tam wracają. Pewnie ja nie będę tą osobą, ale na pewno nie żałuje, że się tam znalazłam. 

Do następnego, 
Ciao!
Three days in Rome.
10:10

Three days in Rome.

17 października 2016


Włochy piękne Włochy, a konkretnie piękna Sardynia.. Zauroczyła mnie od dnia pierwszego i tak już pozostało do samego końca. Niesamowita architektura, jedzenie, przepiękna natura i mój ulubiony klimat to wszystko sprawiło, że wpadłam po uszy i pewnie już nie na Sardynię ale do Włoch niedługo na pewno wrócę. 

Przygoda zaczęła się od pobudki o 3 30, przespania 3 godzin w pociągu do Kopenhagi, dwóch samolotów najpierw do Eindhoven a później do przepięknego Alghero. I wylądowaliśmy.. Wyobraźcie sobie to szczęście kiedy wsiadamy do Samolotu w zimnej i wietrznej Skandynawii a wysiadamy w gorącej i słonecznej Italii! Tak jak mówiłam w Sardynii zakochałam się od pierwszego wejrzenia, począwszy od architektury po jedzenie i ludzi wszystko wyglądało tak jak sobie to wyobrażałam. Wąskie uliczki, stare kamienice, opaleni nigdzie nie spieszący się Włosi. Chociaż Sardynia zachwyca to w ciągu tygodniowego pobytu udało nam się zobaczyć naprawdę wiele i raczej nie planujemy wrócić tam w najbliższym czasie.

Zatrzymaliśmy się w przepięknym starym domu z którego dachu mogliśmy podziwiać morze. Każdy dzień zaczynaliśmy od śniadania w ogrodzie, pomiędzy drzewami cytrusowymi pijąc prawdziwe włoskie espresso.. 





Każdego wieczoru zamykaliśmy jakże Włoskie okiennice, by każdego ranka otworzyć je i poczuć ciepłe powietrze Włoskiej wyspy. 




Przez pierwsze dni chodziliśmy wąskimi uliczkami starego miasta, oglądaliśmy zachody słońca, jedliśmy dużo pizzy i makaronu. Piliśmy czerwone wino i czuliśmy się prawie jak Włosi gestykulując podczas jazdy autem która graniczy tam z cudem. 




Pewnego dnia poniosło nas naprawdę daleko od miasta, chodziliśmy po pagórkach i napawaliśmy się naturą w promieniach zachodzącego słońca..







Kilka razy wybraliśmy się też na małe roadtripy. Pojechaliśmy do miasteczka o nazwie Bosa które miało być najbardziej kolorowym w naszej okolicy. Pogoda nam jednak nie sprzyjała, mała ilość słońca i sporadyczne opady odbierały mu trochę magii. Nie można mu jednak odmówić uroczych kamienic, przepięknych widoków i wzgórz porośniętych kaktusami.








Gdy poznaliśmy nasze Alghero na pamięć stwierdziliśmy, że to czas na plażowy dzień, zwłaszcza że czuliśmy się jak albinosi pomiędzy mocno opalonymi Włochami. Ale, że nie jesteśmy typem leżącym plackiem po godzinie wygrzewania się w słońcu postanowiliśmy iść wybrzeżem i zobaczyć gdzie nas to zaprowadzi. A zaprowadziło do innego miasteczka oddalonego o kilka kilometrów. Po drodze zatrzymywaliśmy się by popływać, zjeść słodkie owoce prosto z targu i odpocząć na lazurowych plażach.






Czasami czuliśmy się winni, jedząc pizze na śniadanie, obiad i kolację więc wyszukaliśmy sobie aktywne zajęcie. Pewnego dnia zorganizowaliśmy 40 kilometrową wycieczkę rowerową do pobliskich jaskiń. Po drodze zatrzymaliśmy się kilkanaście razy podziwiać widoki i robić zdjęcia, zdecydowanie było czemu!











Ostatni dzień spędziliśmy na totalnych leniuchowaniu. Wypożyczyliśmy łódkę razem ze znajomymi i spędziliśmy cały dzień opalając się, jedząc ponownie przepyszne owoce i nurkując w poszukiwaniu skarbu. Naszym największym osiągnięciem było wypatrzenie półmetrowej muszli. 









Oglądając zdjęcia zatęskniło mi się za ciepłym powietrzem, piękna naturą i błękitną wodą.. Następnym razem wybieramy się do Rzymu! 

Do niedługo, Ciao 

Włoski raj - Sardynia
15:23

Włoski raj - Sardynia