Samo Au Pair'kowe życie. I San Francisco.
Zaraz stuknie mi 100 dni operkowania.. Chyba powinnam zrobić jakiś post podsumowujący to wszystko co się zdarzyło i co zdarzyć się ma. Ale cierpię na nieustanny brak czasu wierzcie lub nie ale to taka au pairkowa przypadłość, zwłaszcza jak się jest takim maniakiem wykorzystywania każdej sekundy wolnego czasu jak ja.. Moje życie tutaj to istny rollercoaster który czasami pędzi tak szybko, że sama nie mogę się połapać w tym wszystkim co się dzieje. Ale lubię to. Jedyny minus tego jest taki, że jestem padnięta i nigdy nie mam czasu na odpoczynek. Ostatni czas był szczególnie szalony bo znalazłam równie szalonych ludzi jak ja więc wspólnie staramy się wykorzystywać każdą minutę.
Zaraz cofniemy się do odległej przeszłości z przed tego całego szaleństwa. Ale najpierw powiem wam o moich najbliższych trochę szalonych planach. W ten weekend w piątek wieczorem pakuję plecak i wyruszam w 15h drogę do Yellowstone!! Będziemy campingować znowu i spać w namiocie którego znowu nie mam. Na szczęście zawsze znajdą się dobrzy ludzie którzy są gotowi żeby mnie przygarnąć. Wracam we wtorek wieczorem. A w kolejny piątek już o 6 rano będę gotowa na lotnisku w San Jose czekając na mój samolot który zabierze mnie prosto do Seattle!!! Zapowiada się trochę szalenie. Muszę zacząć oszczędzać pieniądze które notorycznie wydaję na sushi. Trochę to wszystko szalone bo jeszcze wczoraj wieczorem byłam pewna, że do Seattle nie jadę a w najbliższy weekend miałam jechać do San Diego. No takie to moje Amerykańskie życie. Zawiłe jak ten post. A moja rodzinka jest szalona i nie wiem czy w dobrym tego słowa znaczeniu hahaha.
Wracając do spokojnych czasów dobrych kilka tygodni temu postanowiłam ponownie odwiedzić San Francisco tym razem pojechałam na własną rękę jako, że dostała dzień off. Co człowiek to opinia inna. Jedni kochają SF drudzy nienawidzą. A ja nie wiem. Miałam chyba zbyt duże wymagania co do tego miasta i trochę się przejechałam.
Jak już mamy dziś taki San Francisco'wy post to cofnę się nie tak daleko w przeszłość bo do weekendu 2 tygodnie temu. Podczas którego byłam na Street food festival. I kupiłam kukurydzę hahah. Kokosa i Niemiecki napój.
A tak poza tym wszystkim to bycze się na basenie i bycze się w ogrodzie.
Zjadam zbyt dużo sushi i myślę że już niedługo będę śmierdzieć jak martwa ryba.
Uczę się jeździć na deskorolce ale coś mi to nie idzie..
Udaję że jestem healthy a potem idę do Targetu i kupię moje ulubione pringlersy..
Zakochuję się w Amerykańskich drogach..
Wiecie ogólnie fajnie jest. I przepraszam ale ten post pewnie jest taki popaprany jak ja w ostatnim czasie hahha.
Ciao!!
Ja cie doskonale rozumiem z tym sushi, też mam obsesję.. ale umiar także hahah :D Tak bardzo żałuję, ze nie wyszło nam z tym San Diego razem ahhh.. i że po Seattle nie moge cie oprowadzic :C Cholibka!
OdpowiedzUsuńSuper! ja jestem w Oange Country :) Jesli tutaj bedziesz to daj znac :)
OdpowiedzUsuńChętnie bym zwiedziła;)
OdpowiedzUsuńzobaczylam sushi i tak mi zrobilas smaka ze pobieglam do sklepu haha
OdpowiedzUsuńSą rzeczy na które nie można żałować pieniędzy - np sushi :)
OdpowiedzUsuńI o kurcze, tyle wycieczek Cię czeka to pewnie nas będziesz obsypywać zdjęciami, czekamy :D
Ja bym chetnie San Francisco zobaczyla...:) Zazdroszce tej energii.
OdpowiedzUsuńJa bym chetnie San Francisco zobaczyla...:) Zazdroszce tej energii.
OdpowiedzUsuńzazdro! W wolnym czasie wpadam do Cali hahah!!
OdpowiedzUsuń